przedmiot się każdy okrył zamyśleniem
znów rzucam pióro bezsilny i słaby
lęk obok siada bezgłośnie i tkliwie
godziny ciekną przez brudne sylaby
grudzień się słońcem nisko w lesie błąka
zdziwione sarny przystają wpół kroku
świerki mrocznieją w srebrzystej kąpieli
lęk po kolędzie chodzi tego roku...
przy stole widmo przed pustym talerzem
dzwoni o krawędź obudzonym nożem
dla nich opłatek biały w kratach krzyży
okruch pamięci... ciszy kwiat położę...
Kolędy, 1994