OJCZE NASZ...
zatroskany i czuły
cierpliwy i spadający jak piorun
wszechmogący i miłosierny
nieogarniony i bliski
Który wywiodłeś tyle pokoleń
z mroków wszechświata
Który przez tysiąclecia świecisz
Wielką Gwiazdą Miłości
KTÓRY JESTEŚ W NIEBIE...
i cierpliwie pamiętasz o żywych kamieniach
do Którego tak tęsknimy
w chwilach najcięższej próby
i Który widzisz naszą rozpaczliwą szamotaninę
w tłumie natrętnych haseł i fałszywych proroków
ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE...
w każdym naszym sercu
bo za wiele w nim ciemnych zaułków
i mrocznych kątów
PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE...
do każdego naszego sumienia
bo coraz więcej bożków przy naszych drogach
bo coraz więcej krwi w ukrzyżowanej Jugosławii
bo coraz chłodniejszy wiatr ze wschodu
BĄDŹ WOLA TWOJA...
bo Ty jesteś Panem Nieba i Ziemi
JAKO W NIEBIE...
gdzie wszystko jest Dobrem Miłością i Harmonią
gdzie wszyscy jak słoneczniki
odwracają twarze ku słońcu Twojego oblicza
TAK I NA ZIEMI...
gdzie nie potrafimy iść
za Bratem Albertem
Matką Teresą
Księdzem Jerzym
kompasem Dekalogu
płaczem Ojczyzny
głosem PIELGRZYMA
bo splątane skrzyżowania
oddalają nas od Ciebie
bo coraz częściej ulegamy
słodkiej niewoli zła
CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO...
w tylu odmianach
na śmietnikach
pod murami kościołów
w kanałach
w żebraczych marzeniach
zimnych dworcach
w Afryce
Azji
Ameryce
Europie
Antypodach...
DAJ NAM DZISIAJ...
bo nie wszystkim go starcza
od siąsiadów naszej klatki
po nieujawnione obozy i łagry
po ludzkie wióry w Etiopii czy Somalii
bo dzielimy go fałszywą miarą
naszych ślepych łokci
I ODPUŚĆ NAM NASZE WINY...
które rosną w nas nieustępliwie jak trawa
które pokrętnie usprawiedliwiamy
w imię psychicznej higieny
niejedną krwawą doktryną
wyższości rasowej
szowinizmu
świętej wojny
niejedną podstępną filozofią pełzającą
jak gad wokół naszego serca
JAKO I MY ODPUSZCZAMY
NASZYM WINOWAJCOM...
według diabelskiej miary:
"oko za oko - ząb za ząb"
I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE...
na wysokiej skale pychy
fałszywym blaskiem
podstępnymi wzorami
fatamorganą hedonizmu
ALE NAS ZBAW OD ZŁEGO...
które cieknie z obnażonych zębów węża
które jest jak perz
na zaniedbanym ugorze naszego serca...
AMEN!
Dopokąd idę..., 1995